Podróż o smaku coca-coli
19 października, 3:50 nad ranem.
Zapinam czarny plecak. Odwracam się przez lewe ramię by sprawdzić czy wszystko
zabrane. Zamykam na klucz swój lufubiański pokój. Trudno mi uwierzyć, że
wyjeżdżam z buszu. Ola uśmiecha się pod nosem- do niej tez to nie dociera. W
ciemności pokonujemy drogę przez farmę. Ładujemy plecaki do bagażnika białego pick-upa. Przed nami 1000 km. Cel-
Lusaka.
Każda przydrożna knajpa wita nas ugotowaną
na słońcu coca-colą. Kupujemy kolejne butelki. Upał wzrasta do 40 stopni w
cieniu. Mam wrażenie, że roztapiam się jak wosk. W samochodzie czuję się jak w
nagrzanej puszce bez tlenu. Rozmowy, śmiech, piosenki i sen na zmianę, próbują
zagłuszyć królujący upał.
W innym świecie
Rozgwieżdżone niebo i księżyc w
kolorze pomarańczy witają nas w stolicy.
Czuję się jak w innym świecie. Lusaka urządziła mi generalną powtórkę z postępów
cywilizacji.
Przypomniała o korkach. Pamiętam
godziny szczytu na Marszałkowskiej w Warszawie. Liczbę samochodów w Lusace mogę
pomnożyć przez dziesięć, dodać upał i tłumy ludzi handlujących wzdłuż drogi.
Przez otwarte okna zaglądają sprzedawcy kart telefonicznych, mango, słodkich
ziemniaków i bananów. Mogę dostać procę, pogniecione spodnie lub gry planszowe.
Palące powietrze, okrzyki i duszący zapach spalin wysysają ze mnie resztki
energii.
Lusaka zabrala mnie do
hipermarketu. Z parkingu odjeżdżam srebrnym koszykiem na kółkach. Oglądam
regały sklepu napakowane setkami kolorowych pudełek, butelek i puszek jak wystawę w muzeum. Śmieję się sama do
siebie, że po półtora miesiąca zapomniałam już o istnieniu połowy z tych
rzeczy. Wrzucam do koszyka ketchup, który doda nam nowych walorów smakowych.
Wytrzeszczam oczy na widok szamponu w cenie 130K (ok.100zł). Po 30 min koszyk zostaje wypełniony torbami
ryżu, makaronów, mąki, dżemu itd. Robimy zakupy na kolejne tygodnie pozbawione
sklepu.
Lusaka urządziła obiad w hotelu-
wraz z delegacją polskiego rządu. Klimatyzacja, winda, basen. Ludzie popijający
chłodne drinki. Poznaję na nowo smak czarnych oliwek i sera feta. Delektuję się
słodkim kremem i soczystym arbuzem. Mam wrażenie, że przez przypadek trafiłam
do innej bajki.
Lusaka przypomniała, jak szybko
może działać Internet. Pokazała sklepy, sklepiki za każdym rogiem ulicy.
Zaprezentowała pokaz mody- czystych i kolorowych ubrań. Oprowadziła po
asfaltowych ulicach oświetlonych latarniami, tak innych od znajomej drogi przez
busz.
Nauka buszu
Rozgwieżdżone niebo i chłodny
powiew wiatru żegnają nas o poranku. Wracamy do Lufubu-23 października 2013,
godz. 23. Otwieram swój mały lufubiański pokój z zieloną moskitierą. Zapalam
żurawinową świeczkę przywiezioną z Polski. Znajoma cisza dotyka moich uszu.
Niebo błyszczy milionami gwiazd. Jestem w domu.
Lusaka przypomniała mi o polepszaczach
życia. W Lusace spojrzałam na Lufubu z dystansu 1000 km. zrozumiałam czego
przez dwa miesiące nauczył mnie busz.
Busz powycinał mi z życia połowę
potrzeb i rozrywek. Okazało się, że wcale mi ich nie brakuje.
Busz dał mi lupę, bym zobaczyła
wszystkie okruszki dobra. Każdego dnia zbiera się ich kilka worków.
Busz gasi mi światło, bym
zachwycała się gwiazdami.
Busz uczy mnie cierpliwości, gdy
używam polskiego zegarka zamiast odmierzać czas słońcem.
Dziś patrzę na drogę przez wioskę, zakorkowaną przez dziecięce śmiechy
i podskoki. Czy mój busz jest ubogi?
Tak. Jest biedny w postępach cywilizacji. Dzięki temu jest bogaty.
W nim lepiej widać człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz