poniedziałek, 14 października 2013

Ślady stóp

Tupią, skaczą, biegają, kopią piłkę. Nurkują w czerwonym piachu. Ocierają się o szorstkie kamienie. Podskakują radośnie w rytm bębnów.  Bose, w jednym bucie, w niebieskich kaloszach, za małych balerinach lub klapkach po mamie. Na liczniku mają miliony kroków. Odbijają się lekko jak piłeczka kauczukowa. Czasem kurzą drogę walcząc z ciężarem kosza na głowie lub siostry na plecach. Patrzę na nie codziennie.

Dziecięce stopy.

Zawsze kojarzyłam je z jedwabistą skórą. Maleńkimi bucikami z wystaw sklepowych. Skarpetkami
w pastelowych kolorach z Kubusiem Puchatkiem. Dziś poznaję je na nowo.

Dziecięce stopy.

Mają rany. Małe draśnięcia niczym ślad długopisu. Kropki, kropeczki, otarcia. Czasem odkrywam rany głębokie jak szczeliny w skale. Chironda (rana)- to pierwsze słowo w języku bemba, które poznałam  w Lufubu. Najpopularniejsze w oratorium. Wykrzykują je przedszkolaki. Chironda- potrzebuje dezynfekcji, plasterka lub zwyczajnie kontroli troskliwym okiem.

Dziecięce stopy- odczytuję je codziennie. Opowiadają więcej niż niejedna książka przygodowa. Mówią o drodze, pracy od wschodu słońca, radości i bólu. Trosce rodziców, biedzie lub zaniedbaniu. Droga rzeźbi ich stopy. Stopy zostawiają ślady na drodze.


Dziecięce stopy odbijają ślady na moim sercu. Codziennie.



wtorek, 8 października 2013

Smak oczekiwania

Można chcieć wielu rzeczy. Zimnej kawy z lodami w 38 stopniowy upał. Wyjazdu w góry, podwyżki, pochwały, zdrowia, beztroskiego życia. Można te rzeczy dostać w ciągu chwili i żądać kolejnych. Zaplanować 365 dni w roku co do minuty. Liczyć kalorie, wyznaczać najkrótszą drogę do pracy. Przeliczać czas na zyski i straty.  Wycinać z życia  moment czekania.

Od miesiąca poznaję jak smakuje Zambia. Jak smakuje busz w Lufubu. Szukam w myślach słowa, którym można opisać codzienność.

 

Otwieram Słownik buszu, str.1 

Pojęcie główne: OCZEKIWANIE


Oczekiwanie o smaku codzienności.  Jest proste i zwyczajne jak chleb lub zambijska shima.  Mieszkańcy wioski oczekują na koguta, który budzi, ciepło słońca lub ogniska. Wodę, która przyjdzie z deszczem lub w baniaku na głowie. Gwoździe, które można dostać dziś lub za tydzień. Porę deszczową i porę suchą.

Oczekiwanie z nutką niecierpliwości- na mango i pomarańcze. Patrzę na setki zielonych kulek.  W myślach już czuję ich smak i zapach. Już piję orzeźwiający sok. To oczekiwanie, które wyzwala uśmiech.

Oczekiwanie gorzkie- gdy głód wysysa resztki radości z dziecięcych twarzy.  Zamienia minuty w godziny.
Długa przerwa w przedszkolu. Liczę grę spojrzeń.  Czekoladowe oczy  kontrolują pojemność miski z  ryżem  w ręku najbogatszego przedszkolaka.  Gorzkie oczekiwanie spowalnia ruchy . Wykrada z myśli chęć do zabawy.   Steruje rączkami, które proszą o kawałek kasawy. Oczekiwanie głodnego dziecka wyzwala gorycz.

Oczekiwanie posolone łzami- Oratorium godzina 16.  Zauważam Stephanie ze łzami w oczach, leżącą na schodach.  Delikatnie dotykam jej głowy. Temperatura  przypomina rozgrzane żelazko. Dziewczynka nie prosząc, nie mówiąc, czeka na pomoc. Czuję smak jej łez.

Jest jeszcze jedno Oczekiwanie… na uśmiech pełen słodyczy, przybicie piątki, chwilę uwagi, plaster na ranę i ciepłe słowo…  To oczekiwanie na miłość.


Można dostać zimny koktajl z mango podany na srebrnej tacy i nigdy nie zachwycić się jego smakiem.
Mieć pełną lodówkę jedzenia narzekając na brak serka waniliowego. Można dać choremu dziecku leki zapominając je przytulić.  Można żyć i nigdy nie poznać jak smakuje życie.

Życie smakuje oczekiwaniem.
Oczekiwaniem na miłość.