Pata pata w kolorze niebieskim.
Cena: 5 kwacha (ok. 3zł).
Miejsce zakupu: Kawambwa- miejscowy bazar.
Czas użytkowania: non-stop
Miejsce użytkowania- zambijskie drogi
W ciągu sekundy wsuwam stopy w niebieskie klapki.
Startuję. W Pata-pata zamiatam drogę przez wioskę. Obok mnie
drogę zamiata Ola.
Spotykamy Henrego. Siedzi na piaskowej
autostradzie przecinającej wioskę. Ale to nie takie bezczynne siedzenie z
dłubaniem patykiem w ziemi, gdy patrzysz się w piasek i sam nie wiesz o czym
myślisz. Henry uśmiecha się zagadkowo, jakby widział to czego ja jeszcze nie
widzę. Podchodzę bliżej. Na ziemi w kolorze kawy z mlekiem rozpoznaję kształt
autobusu. Z okien wyglądają dwie
uśmiechnięte twarze. Henry nie ma kredek. Za to Henry ma wyobraźnię i talent.
Patyk i piasek. Henry dwa tygodnie temu poszedł do pierwszej klasy.
Punkt drugi. Docieramy do domu Lazarego. Właściwie do jego
dziadka. Natychmiast dostrzegam ranę przypominającą krater wulkanu z którego
wylewa się ropa. Ola posypuje krater żółtą zasypką na rany. Dziadek uważnie
śledzi każdy jej ruch. Podnoszę z ziemi liść, który tym razem posłuży nam jako plaster.
Przywiązuję go foliowym sznurkiem. Idziemy dalej.
Po 5 minutach stoimy na podwórku domu Elizy, naszej
kucharki. Domu w którym zawsze na dzień dobry podają ci uśmiech. W którym
nie brakuje słów dobroci. Dowiadujemy się o chorobie jej siostry Angeli.
Słyszymy jak bardzo cieszy się, że nas widzi. Po prostu.
Wybrałyśmy się w drogę. 10 km dystans dzieli nas od celu-
Kazembe. Właściwie żyjemy nadzieją, że złapiemy stopa. Ruch uliczny ogranicza się do 3 samochodów na
godzinę więc zapowiada się na dłuższy spacer. Postanawiam kupić coś do picia.
Zaglądam do sklepu- ciasnej budki przypominającej pudełko zapałek. Moje spojrzenie ląduje na dwóch zakurzonych zgrzewkach
napojów gazowanych. Kupuję żółtą oranżadę o smaku pinakolady.
Zwiększamy tempo. Słońce zdaje się bić nas swoim gorącem po
głowie. Zakręcam turban z niebieskiej bluzki. 10 metrów za nami- kobieta z
koszem na głowie podśpiewuje pod nosem. Busz. Błękit nieba. Rozgrzany asfalt a na nim moje stopy w niebieskich pata pata. Śmieję się sama do siebie- czy można w nich przejść 10 km w 30
stopniowym upale?
Są takie momenty,gdy trzeba zdjąć niebieskie pata- pata. Grając w netballl zdecydowanie szybciej
biega się boso.
Aż pewnego dnia…
Niebieskie pata pata zniknęły. Moje stopy zaklejone
kurzem po godzinnej bieganinie przeczesują trawę. Szukam klapek. Nagle ktoś
ciągnie mnie za czarną nogawkę spodni. Odwracam głowę-
7letnia Agnes z 3 miesięcznym braciszkiem w brązowej chitendze
na plecach uśmiecha się do mnie. Agnes nie zna angielskiego. Dziewczynka delikatnie podnosi rękę w której
trzyma czyściutkie, jeszcze mokre niebieskie pata-pata. Błyszczące strugi wody
spływają na moje stopy. Agnes umyła moje klapki.
Niby zwykła prosta rzecz. Ktoś powie, że to nic takiego. A Serce
łaskocze mnie ze wzruszenia
-„Thank You Agnes”… i
całuję jej czółko z dwiema bliznami po środku.
W pata pata za 5 kwacha mogę przejść więcej niż 10 km. Mogę w nich iść przez życie.